środa, 24 września 2008

Rozdział V-VII

Przepraszam za tak spore opóźnienie w dodaniu rozdziałów, które wyniknęło z problemów osobistych. Następnym razem postaram się nie dopuścić do takich sytuacji. W każdym bądź razie "smacznego" i proszę o konstruktywną krytykę.

Rozdział V


-Nie! To nie ja!- wrzeszczał rozpaczliwie Peter, próbując uwolnić się z uścisku strażnika.
-Panowie...- zaczął Doktor, który też był trzymany bez warna.
-Milczeć!- ryknął Generał.
-Ale...-
-Powiedziałem: Milczeć!- zwrócił się ku Peter'owi- Panie Black w imieniu mocy instytutu nadanego mi przez ludność, o
skarżam pana o zabójstwo pięciu osób...-
-TO NIE JA!!!-
-... i skazuję pana na karę śmierci- mściwie uśmiechnął się- Natomiast co do pana, panie Smith. To pan przyprowadził tutaj swojego koleżkę, dlatego potencjalnie pan też jest winien tej zbrodni-
-A to mi nowość- prychnął ironicznie Doktor
-W związku z powyższym, pana też skazuję na karę śmierci. Wyrok odbędzie się dziś o północy na miejskiej szubienic-
-A co z prawem do sprawiedliwego osądu?- spytał Doktor- przecież każdy więzień ma do tego prawo-
-Tutaj ja jestem władzą-
-Insynuję pan, iż nie ma coś takiego jak sprawiedliwość-
-Bystry jesteś- żachnął Peter
Nagle do pomieszczenia wpadła kobieta. Podeszła do Generała, po czym powiedziała:
-Panie Generale, ci ludzie są niewinni-
Generał spojrzał badawczo na dziewczynę.
-Wylegitymuj się-
-Kendra Lape. Pracownica działu informatycznego-
-Panno Lape. Wszystkie dowody wskazują na tego chłopaka. Jak więc chce pani udowodnić ich niewinność?-
-Kamery zarejstrowały...-
-Nie bądź śmieszna! Kamery już dawno tutaj nie działają-
-Ale...-
-Niechże panie łaskawie wróci do pracy!-
-Ale...-
-Do pracy!-
-Przepraszam- Doktor uśmiechnał się do wszystkich- Ja chciałbym wysłuchać zeznań...-
-MILCZEĆ!-
-NIE! ZNAM PIĘĆ MILIARDÓW JĘZYKÓW I BĘDĘ MÓWIŁ!- wykrzyczał wściekle Doktor.
Generał wykrzywił twarz w paskudnym uśmiech.
-Zkaneblować go. I wsadzić do celi!-
-Panie Generale, nalegam aby pan mnie wysłuchał- zaczęła Kendra
-Cóż za niesubordynacja!- zwrócił się do strażnika- Niech pan wyprowadzi stąd pannę Lape. Aha, a pana Blacka niech pan przyprowadzi do sali przesłuchań. Trzeba go DOKŁADNIE przesłuchć. Po tych słowach Generał odwrócił się na pięcie I wyszedł zostawiając Doktora, Petera i resztę w pomieszczeniu...

***

Godzinę później

-Otworzyć kratę!- warn zwrócił się do strażników więziennych- przyprowadziłem więźnia z przesłuchania- wskazał na zakrwawionego mężczyznę, który na plecach miał, cieńkie szramy- ślady po biczu.
-Przesłuchanie- uśmiechnął się jeden ze strażników, ukazując swoje ostre zęby- uwielbiam przesłuchania-
Otworzył on kraty więzienne. Warn wprowadził niedbale zakrawawionego mężczynę, po czym natychmiast opuścił pomieszczenie.
-Ej! Ty! Wstawaj- warknął strażnik do nieprzytomnego- lepiej żebyś jak najwięcej zapamiętaj z ostatnich godzin życia- dodał rechotajął złośliwie, po czym odszedł razem z drugim strażnikiem.
Chłopak obudził się. Bolało go całe ciało, kręciło mu się w głowie i czuł, że zaraz zwymiotuję.
-Hmm... Errr. Aaaa- usłyszał jak ktoś mówi, jakby przez knebel.
-Doktor?- rozejrzał się. Na drugim końcu celi ujrzał zakneblowanego Doktora, leżacego samotnie. Ruszył aby mu pomóc. Po chwili Doktor rozcierał już sobie nadgarstki.
-Co ci się u diabła- zapytał Doktor patrząc na zakrawionego mężczyznę. 
-Nic... Po prostu zapoznałem się z tutejszymi metodami przesłuchań- odpowiedział Peter próbując się uśmiechnąć. Nie wyszło mu- W każdym bądź razie pozostało nam kilka godzin życia-
-Wiem- Doktor podszedł do drzwi badając je swoim śrubokrętem- Ale tu wszytko jest szczelne-
-A nie masz tam gdzieś za pazuchą zmieniacza czasu? Albo przenośnego TARDIS? Nie wiem... Nie mógłbyś cofnąć czasu, albo czegoś podobnego?-
-Nie. Nie mógłbym. A przenośne zmieniacze czasu praktycznie nie istnieją...-
-Boże! I ty nazywasz się Władcą Czasu. Czyli zgniniemy. Zginę gdzieś na odludziu, z kosmitą I na dodatek publicznie sna szubienicy. Po prostu fantastycznie! Lepszej śmierci nie mogłem sobie wymarzyć- syknął zajadliwie Peter- A chociaż jakieś czapki niewidki? Przenośne teleporty? Laserowe klucze?-
-Co powiedziałeś?- zapytał olśnięty Doktor .
-Nie słuchasz mnie!-
-Nie, słucham i wiem jak stąd wyjść!-

***

- Więc mówisz, że będziemy niewidzialni-odparł Peter biorąc klucz od Doktora.
- Nie niewidzialni, tylko niedostrzegalni. Taka subltelna różnica-
- Na jedno wychodzi!-
- Nie, popatrz- Doktor wyciągnął z kieszeni jeszcze jeden klucz, po czym założył go na szyję.
- I jak?-
-Widzę cię-
-Właśnie. Na tym polega różnica między niedostrzegalnością, a niewidzialnością-
-Teraz to już kompletnie nic nie rozumiem- odparł zrezygnowany Peter. Spojrzał na zegarek, który nosił na ręku- 2 godziny do egzekucji. Masz jakiś plan?-
-To co zwykle: improwizacja!-
-Zamierzasz iść na żywioł? A co jeśli nas złapią?-
-Narazie musimy stąd uciec. Potem się zobaczy- Doktor założył swój klucz na szyję- lepiej go załóż. Za pięć minut przyjdą strażnicy z drugiej zmiany-
~To czyste szaleństwo. Na pewno nas złapią~ pomyślał w duchu, choć zaufał Doktorowi.
Czekali jakiś czas na pojawienie się strażników. Usłyszeli ich ciężkie kroki, które rozchodziły się po całym korytarzu. Po chwili wyłonili się dwaj muskularni warni.
-Spójrz nie ma ich!- jeden z przybyłych wskazał na celę, w której kryli się niedostrzegalni Doktor i Peter.
-Bardzo śmieszne! Sprawdź jeszcze raz jak masz problemy ze wzrokiem-
-Zobacz sam!-
Obaj mężczyżni stanęli przed kratą.
-To niemożliwe!- wyszeptał strażnik – Przecież nie mogli sobie stąd tak wyjść!- otworzył wąskim kluczem drzwi, po czym wszedł do celi.
~No dobra teraz albo nigdy...~ pomyślał Peter obserwując jak Doktor wychodzi przez otwartą kratę. Zbliżył się do wyjścia starając się nie robić hałasu. Modląc się w duchu, aby wszystko się powiodło, wyszedł poza kratę.
- Trzeba powiadomić Generała. Nie mogli daleko uciec- nawijał jak najęty strażnik, wciąż badając celę.
-O Boże! Mamy przechlapane, jak to wszystko się rozniesie na międzynarodową skalę-
-Nie histeryzuj. Jeszcze jest szansa, że ich znajdziemy-
-I co? I tak się nam oberwie-
-Ale przynajmniej uciekinierzy zostaną natychmiastwo straceni-
-Faktycznie pocieszające...- mruknął sarkastycznie jeden ze strażników.
Peter i Doktor oddalali się coraz bardziej od miejsca ucieczki. Nasłuchując czy ktoś nie czai się za rogiem szli ciemnym korytarzem przed siebie, zmierzając do wyjścia z lochów.
-Właściwie to co się stało wtedy na tamtym korytarzu?- Doktor spojrzał na Petera.
-Trudno to wyjaśnić... Najpierw usłyszłem dziwny głos... Nazwał się morfem...-
-Morf? Przecież one są rzadsze niż dinozaury!-
-Co? spotkałeś je już?-
O taaak! Raz dwa morfy zamienione w małpy próbowały wykraść mi banana. Co za bezbożność!- odparł Doktor, czym wywołał chichot u Petera.
-Rażące świętokractwo-
Wyszli na główny hol. Ujżeli jak grupka ludu nerwowo krząta się pomiędzy pracownikami. Nagle ktoś z nich wypowiedział: 
 - Dwoje osobników uciekło z lochów. Uruchomić działalność dziewiątą... - 
Jednak Doktor nie zatrzymywał się. Szedł pewnym i dumnym krokiem pomiędzy pracowniami. Peter podążał za nim. Stłumił w sobie chęć zadania pytania “i co teraz”, jednak Doktor jakby odczytał jego myśli, bo po chwili oznajmił:
-Musimy spotkać się z panną Lape, a potem odnaleźć naszego małego podszywacza-
-Jak chcesz go znaleźć-
-Pewnie nadal siedzi na tamtym korytarz- Zauważył zdumione spojrzenie chłopaka więc dodał- Bo morfy mają to do siebie, że nie chętnie opuszczają swoje siedlisko-
Wkroczyli do dziłu informatycznego. Bez problemu odnaleźli Kendrę- w końcu była dość rozpoznawalna, a na dodatek nikogo oprócz niej nie było w pracowni. Doktor bez wahania ściągnął klucz za swojej szyi.
-Dzień dobry!- przywitał się z uśmiechem – mam do pani kilka pytań...-


Roz
dział VI


Kendra siedziała samotnie, popijając czarną jak smoła kawe. Upajając się mocnym jak jej rozpacz napojem, rozmyślała nad tym co wydarzyło się godzin temu. Jej przyjaciółka zginęła, dwóch niewinnych skazano na śmierć, a ona siedziała przy biurku, przygryzając wargi z bezsilności. Nagle usłyszała za sobą cudzy głos.
-Dzień dobry-
Odwróciła się tak szybko i gwałtownie, że aż w karku poczuła przeszywający ból. Ujrzała twarz mężczyzny o imieniu John oraz drugą osobę, która nagle wyłonił się po prostu znikąd. Osobę , którą nie dawno widziała na telewizorku w opuszczonej portiertni. Teraz był on cały pokrwawiony- ślady po torturowaniu jak się, zresztą słusznie, domyśliła.
-Mamy do pani kilka pytań- jej wzrok ponownie powędrował do mężczyzny w pasiastym garniturze.
-Doprawdy- odpowiedziała obojętnie.
-Tak- Doktor powoli podszedł do niej.
-Peter mógłbyś zamknąć drzwi?-
-A magiczne słowo?-
-Natychmiast!-
Peter, uśmiechając się, wykonał polecenie Doktora. Odwrócił się z powrotem do pozostałych. Zobaczył jak Doktor wygodnie siada na krześle. Jego łagodne spojrzenie powędrowało w stronę warnianki. Postanowił wziąć przykład z Doktora- w końcu wciąż był obolały po torturach zaplikowanych mu przez Generała . Opadł bezmyślnie na krzesło, starając się zignorować ból w plecach, który przypominał wbijanie tysiąca rozgrzanych do białości szpil.
-Panno Lape, co pani wtedy widziała. Co zarejstrowała kamera?-
-Dlaczego to mam zeznawać? Przecież nikt mi nie wierzy...-
-Ja pani wierze- Doktor uśmiechnął się szarmancko- a więc?-
-A więc...- odparła dziewczyna, po czym zaczęła opowiadać wszystko co pamiętała-... a potem dwóch takich jak ten tutaj- wskazała na bladego z bólu Petera... Jeden z nich wyciągnął broń i...- kontynuowała. Po chwili skończyła. Wstała I zaczęła obchodzić pokój.
-Dlaczego to coś... cokolwiek to było... zabiło moją przyjaciółkę?-
-Była przypadkową ofiarą. Widać nasz mały przyjaciel postanowił się niecnie zabawić-
-Niecnie? Jak go spotkam to mu nogi z du...- odrzekł rozeźlony Peter.
-YHM, YHM!- przerwała mu dziewczyna. Ponownie zwróciła się do Doktora.
-To znaczy?-
-To znaczy między więcej tyle, iż chce on zdobyć wladzę nad planetę I to nieważne czy po dobroci czy po złości-
-Ale dlaczego? Dlaczego podszył się po mnie?- spytał ranny chłopak.
-Zastanów się chwilę- odparł beztrosko Doktor.
Peter zaczął nad tym rozmyślać, co prawda I tak ból sprawiał, iż znacznie trudniej było mu się skupić.
-Bo jestem człowiekiem- pomyślał na głos- przewidział, że łatwo będzie im mnie znaleźć-
-Dokładnie- odparł Doktor, po czym ponownie zwrócił się do Kendry- a ta sprawa, którą Generał miał nas wtajemniczyć?-
Kendra wzięła głęboki oddech po czym powiedziała:
-To nie był pierwszy raz, kiedy w MATKA zginęły osoby. Wcześniej przypisywano temu etykietę przypadków, ale teraz...- spuściła głowę wlepiając wzrok w podłogę.
-Czyli co morfik szalał już wcześniej?- spytał Peter.
-Możliwe. Teraz nie musiał już się z tym kryć. Ale dlaczego? Trzeba będzie go o to spytać-
-CO? Chcesz go szukać?-
-Nie ja! Ty!-
-Dobrze się czujesz? BO chyba nie myślisz, że sam z siebie będę szukał tego wstrętnego mordercy-
-Ależ oczywiście, że będziesz szukał i istnieje kilkanaście powodów dlaczego maiłbyś to zrobić- Doktor zaczął wyliczać- dla zemsty, aby oczyścić swoje imię... No, a poza tym trzeba pomóc tej planecie-
-Niby w czym?-
-W walce z morfem. Ta planeta ma ogromny potencjał. W niewłaściwych rękach jest ona jak wyjątkowo śmiertelna broń- Doktor skończył swój monolog. Skierował się ku drzwiom. Założył swój klucz, po czym zawołał:
-Idziemy!-


Rozdział VII


Cała trójka szła ciemnym korytarzem, na którym nie dawno Peter spotkał morfa. Teraz wydawał się być całkiem opustoszały. Mrok, który zdawał się coraz bardziej pogłębiać, ograniczał widoczność na teraz, jak zauważyli, bardzo długim wręcz niekończącym się korytarzu.
-Nie ma go- wyszeptał Peter- a jednak go nie ma-
-Jest- odparł Doktor, wyjmując z kieszeni marynarki śrubokręt soniczny- ukrywa się-
-Przed czym? Przecież nie mógł się tak po prostu zacząć nas bać-
-Nie nas się boi- Doktor powoli obracał się wokół własnej osi- Boi się czegoś innego, silniejszego-
-Na przykład?-
-Na przykład swoich przełożonych-
Usłyszeli za sobą cichy szelest. Doktor odwrócił się jak na komendę.
-Dzień dobry- Morf odrzekł. Teraz nie był w żadnej postaci. Był tylko sobą.
-Dzień dobry- odparł Doktor- nie pozwólcie mu się dotknąć- zwrócił się w stronę towarzyszy.
-Sprytne zagranie- Morf ukłonił się lekko- w końcu każdy dotyk dostrcza mi tak cenne DNA. Bez niego przecież sie nie zmienię- podszedł wolnym krokiem do Doktora.
-Co knujesz?- rzucił Doktor bez wahania- jeden Morf nie ma szans podbić całej planety-
-Jeden?- kosmita uśmiechnął się drwiąco- Hmmm... Na to bym nie liczył- pstryknął palcami.
Ich oczom ukazały sie dwumetrowe lustra, zrobione jakby z płynnego srebra. Peter ze zdumieniem stwierdził, że nie odbijają one niczego.
-Nie- wyszeptał Doktor- nie, nie, NIE!
-Ależ tak!- wskazał na zwierciadło- wiesz co to jest?-
-Okna międzywymiarowe- odparł bezmyślnie Doktor.
-Otóż to. Oto tymi zwierciadłami przywołam 
swoich braci i swoje siostry. Razem ustalimy nową erę. Erę Cienia-
Nagle lustra zaczęły płonąć niebieskim blaskiem. Z okien zaczęli wyłazić liczne osobniki pokroju stojącego przed Doktorem morfa.
~O cholera~ była to pierwsza myśl jaka przyszła Peterowi do glowy. Zresztą całkiem słusznie...

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Oczywiście nie bd wazelinować i pisać och i ach. Ale nic innego nie przychodzi mi na myśl. Czekam na więcej :)

Anonimowy pisze...

"-A magiczne słowo?
-Natychmiast!"
muszę przyzać - wspaniałe :) oby tak dalej :)

Gryyzli pisze...

Dzięki, właściwie to już napisałem w swoim sekretnym notaniku tą historię do końca, tylko teraz musze ją przepisac i wstawic. Postaram isę to zrobić jak najszybciej...

Anonimowy pisze...

No ja myślę xD